poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział piąty.

- Harry... - szepczę nieskładnie. Serce bije mi w piersi jak oszalałe. Nawet nie wiem czego się spodziewać i jestem zdezorientowana. Skupia się na jeździe i nie odpowiada. Zatrzymuje się chwilę po tym i wychodzi z auta. Spoglądam jak obchodzi je z gracją i staję przy drzwiach z mojej strony. Otwiera je.
- Wyjdź - rozkazuje. Siedzę sparaliżowana - Wyjdź, Lily - warczy. Otwieram szeroko oczy zaskoczona jego tonem. Staję na przeciwko niego schylając głowę w dół czując się jak dziecko, które zaraz ma dostać karę. Pochyla się nade mną całując delikatnie moją szyję na co zaczerpuję głośno powietrze. Korzystając z bliskości zamyka za mną drzwi i cofa się.
- Podnieś głowę, skarbie. - robię co mi każe, nie chcę się sprzeciwiać. Oblizuje swoje wargi na co ja swoje przygryzam. Mruży oczy.
- Nie rób tego.
- Co?
- Nie przygryzaj wargi - och.
Nim się orientuję otwiera tylne drzwi i pakuje się do środka ze mną na swoich kolanach. Piszczę cichutko nie spodziewając się takiego obrotu zdarzeń. Przerzuca mnie przez kolano mimo małej przestrzeni. Czuję jak ściąga mi spodnie wraz z bielizną. Nie wierzę w to...Czuję się mocno niezręcznie.
Delikatnie masuje moje pośladki dając mi tym wiele przyjemności.
- Dam ci pięć klapsów
- Co zrobisz?!
Śmieje się.
- Będziesz liczyć
- Okej - rzucam niepewnie.
Ponownie pieści pośladki, żeby zaraz po tym oddać uderzenie. Piszczę głośno.
- Licz, Lil
I liczę, i z każdym kolejnym czuję przyjemność rozrastającą się w moim podbrzuszu. Kompletnie zatracam się w tym innowacyjnym uczuciu, bo nawet nie orientuję się, kiedy ubiera mnie i sadza okrakiem na swoich kolanach. Muska nosem moją szyję.
- Witaj w moim świecie, mała - szepcze - Wszystko okej?
- W porządku - uśmiecham się.
- Cieszę się, panno Lil. Wracamy?
- Wracamy - całuję mnie delikatnie co kompletnie zbija mnie z tropu, wynosi na rękach i sadza z powrotem na miejscu pasażera. I dzieję się coś czego tak długo unikałam. Motyle w brzuchu pojawiają się na widok jego uśmiechu. 


***

Staję przed drzwiami i zaglądam do torebki w celu znalezienia klucza do mieszkania. Schodzi mi się dłużej niż zwykle, więc moja irytacja rośnie włącznie z czasem. Wyciągam pęk kluczy, ale słyszę za sobą szmer. Rozglądam się za siebie i zauważam nową osobę. Jestem pewna, że nigdy wcześniej nie widziałam tego chłopaka. Obładowany jest torbami i klnie po cichu, gdy nie może sobie ze wszystkim poradzić. Sytuacja, w której sie znajduje nie wygląda najlepiej, więc postanawiam mu pomóc. 
- Wezmę to - oznajmiam chłopakowi, uśmiechając się lekko. Odkręca się zaalarmowany moim głosem i rzuca mi wdzięczne spojrzenie. 
- Dzięki, reklamówki zawsze zaplątują mi się na rękach 
- Dopiero się wprowadziłeś? - pytam, nie do końca myśląc nad tym co mówię. To nie brzmiało zbyt dobrze - Przepraszam, nie powinnam...
- Nie ma sprawy - śmieje się z mojej zdegustowanej miny. - Dwa dni temu. Nie sądziłem, że będę miał taką atrakcyjną sąsiadkę - puszcza mi oko, a ja czerwienię się jak cholera. Pcha drzwi uprzednio otwierając je kluczem, który w końcu zdołał wyjąć. 
- Nick - podaje mi dłoń, którą niemal od razu przyjmuję w swoją. 
- Lily - jego uśmiech znacznie się powiększa
- Piękne imię dla pięknej dziewczyny - jeżeli ma zamiar wprawić mnie w zakłopotanie to zdoła to zrobić takim zachowaniem - Może wejdziesz do mnie na kawę? - pyta. Co za śmiałość...Przypomina mi...
- Nie sądzę, żeby miała ochotę. - Harry'ego, właśnie jego. Swoją drogą co on do cholery tutaj robi? Nick mruży oczy, gdy Harry owija ramię wokół mojej tali. 
- Harry...
- Nie zapraszaj jej nigdy więcej, zrozumiałeś? 
- Rany, Harry! - krzyczę - Przepraszam za niego. 
- Spoko, nie miałem pojęcia, że masz chłopaka - jest jakby troszkę zawiedziony, Już mam odpowiadać, że Harry nie jest moim chłopakiem, tylko osobą, która proponuje mi popieprzone układy seksualne, ale wyprzedza mnie:
- To teraz już wiesz. - te słowa wypowiedziane są dobitnie i szczerze. 
Nie mam pojęcia co wybrać: Czy cieszyć się faktem, że potwierdził, iż jest moim chłopakiem czy denerwować się za brak kultury z jego strony. Jestem niezdecydowana, 
Nim się orientuję Nick zamyka za sobą drzwi, a Harry odkręca mnie przodem do siebie, 
- Zostawiam Cię na chwilę, a Ty już zabawiasz się z innymi? 
- Słucham? Pomagałam mu tylko z zakupami, przestań zachowywać się jak zazdrośnik. 
- Nie będę tego tolerował, Lil. Nie podoba mi się, że rozmawiasz z innymi mężczyznami. 
- Chyba żartujesz - wybucham i mam zamiar rzucić mu konkretną wiązankę, ale zatyka mi usta swoją dłonią 
- Przestań robić sceny, jesteśmy na korytarzu. - ma rację przez co wkurzam się jeszcze bardziej. Otwieram drzwi i wparowuję pierwsza, a on podąża za mną zupełnie niewzruszony i obojętny.
- Nie możesz zabronić mi rozmów z innymi mężczyznami. To chore! 
- Ależ mogę. 
- Nie będę tolerować twoich pieprzonych zasad...
- A ja twojego niewyparzonego języka. Jeżeli podpiszesz umowę, będziesz musiała 
- A co jeśli tego nie zrobię? - pytam. Nie odpowiada. - Co jeśli nie podpiszę tej umowy, Harry? 
- Zniknę z twojego życia - szepcze. 
Rozchylam swoje wargi, gdy widzę ewidentny ból w jego oczach przez ułamek sekundy. Dociera do mnie znaczenie wypowiedzianego przez niego zdania i zamieram. Podchodzi do mnie powoli, jakby badał sytuacją. Nie powstrzymuje go, gdy głaszczę mój policzek. 
- Mam nadzieję, że do tego nie dopuścisz. 
- Daj mi powody do podjęcia tej decyzji. - szepczę 
- W porządku, Przepraszam. 
- Co? 
Śmieje się. 
- Przepraszam. - odpowiada raz jeszcze.
Całuje go w usta czym jest zaskoczony, ale skrada kolejny pocałunek po czym muska mnie w nos na co chichoczę. 
- Cudowny dźwięk 
Niesamowite jak diametralnie zmienia mu się nastrój. Jakiś czas temu prowadziliśmy kłótnie, po czym skradamy sobie pocałunki. 
Stoimy na środku salonu, gdy słyszymy trzask drzwiami. 
- Jestem - Agg wydziera się powodując nasze skrzywienia na twarzach, zastaje nas i mruży oczy. - Och, nie wiedziałam, że jesteście tu RAZEM. - spogląda na mnie pytająco. 
- Harry wpadł na chwilę - tłumaczę. 
- Wstawiam wodę na herbatę, macie ochotę? 
- Dzięki, będę się zbierał 
- Okej. Lil? 
- Nie, dzięki. 
Odwraca się od nas tyłem i przygotowuje to co miała w zanadrzu. 
- Lil, wiesz, że mamy nowego sąsiada? Nazywa się Nick. Poznałam go dziś, Jest diabelnie przystojny! - rozpromienia się, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że mamy towarzystwo. Spoglądam niepewnie na Harry'ego czując, że się wzdryga. Jego lodowate spojrzenie zatrzymuje się na Agg, która w dalszym ciągu odwrócona jest do nas tyłem i nie zdaje sobie sprawy z sytuacji. 
- Tak, wiem, też go poznałam - szybko mówię - Wiesz co, odprowadzę Harry'ego do drzwi, zaraz wracam, pcham go delikatnie do przodu, co zaskakujące, nie opiera się. 
Gdy stoimy przy wyjściu odwraca się w moją stronę, Jego spojrzenie łagodnieje pod wpływem moich maślanych oczu. Muska mój policzek. 
- Nie rozmawiaj z nim, 
- Harry...
- Proszę...
- Okej - odpowiadam - postaram się - dodaje szybko na co mina mu rzednie, a ja uśmiecham się szeroko.
- Nie żartuj ze mnie - mówi ze słabym uśmiechem 
- Nie dramatyzuj - otwiera szeroko oczy 
- Nie dramatyzuj? - łapie mnie za łokcie - Nie dramatyzuj? 
- Tak, nie dramatyzuj. 
- Wykończysz mnie, kobieto. - unieruchamia moje ręce i całuje mnie mocno po czym opiera się czołem o moje. - Co ty ze mną robisz? - szepcze bez tchu 
- To samo pytanie mogę zadać ja tobie. Do zobaczenia, Harry. 
- Chciałbym cię jutro gdzieś zabrać 
- Gdzie? 
- Niespodzianka, skarbie 
Mrużę oczy i krzywię się. Uśmiecha się słodko. 
- Czyżby panna Jones nie przepadała za niespodziankami? 
- Panna Jones jest zbyt ciekawska by czekać całą noc na odpowiedź na swoje pytanie. - śmieje sie. 
- Na razie, mała. 



***



- Agg...- jęczę 
- Czego? 
- Pominę wzmiankę o tym, że jesteś nieprzyjemna...
- Właśnie jej nie pominęłaś...
- Taki był właśnie zamiar - wytykam język jak dziecko. - Proszę cię, chodź ze mną na ten obiad z Dan'em, wiesz, że sama nie mogę 
- Dalej uważam, że to chore. Jak on mógł Ci zabronić spotykania się z przyjacielem? - poprawia się na sofie po raz setny, próbując znaleźć wygodną pozycje. Gazeta wypada jej z rąk i jęczy schylając się po nią. 
- Wiem, to dziwne 
- On cały jest anormalny. Czytałaś umowę? 
- Nie - odpowiadam niepewnie 
- Czemu? Ja na twoim miejscu zrobiłabym to pierwszego dnia.
- Boję się zawartości, nie wiem czego się spodziewać. 
- Nie wie, że jesteś dziewicą, prawda? - pyta, jakby czytała mi w myślach, To chyba moje największe zmartwienie. - I wszystko jasne - dodaje, gdy tylko wyczytuje wszystko z mojego wyrazu twarzy. 
- Co Ty byś zrobiła na moim miejscu, Agg? Podpisałabyś? 
- Musiałabym przeczytać umowę, co oczywiście zrobiłabym od razu...A później spisała pozytywy i negatywy takiego związku. Lubię ostry seks, więc...
- Agg! 
- Sorry, chciałam po prostu powiedzieć, że taka relacja nie byłaby dla mnie uciążliwa, szczególnie, że Harry jest ciasteczkiem. Nie oszukujmy się. 
Przygryzam wargę przypominając sobie klapsy. 
- To prawda, jest niezły. 
- A no właśnie - spogląda na zegarek - Wiesz co? Pójdę z tobą na ten obiad, co mi szkodzi i tak niczym szczególnym się nie zajmuję jak zaleganie na kanapie. 


***

Jadąc samochodem w wyznaczone miejsce przez Dana cieszę się, że Agg jest ze mną, Nie dostałam jeszcze żadnej wiadomości od Harry'ego i pomyślcie, że to absurdalne, ale martwię się. Wyciągam telefon i jeszcze raz patrzę na ekran gdzie nie widzę żadnej nowej wiadomości. Parkuję blisko restauracji i wysiadamy z wnętrza, Na dworze jest całkiem zimno, więc staramy się jak najszybciej dotrzeć do środka. Dan wybrał przytulne miejsce. Włoska kuchnia to coś co kocham, więc trafił w dziesiątkę. Siedzi w rogu, a kiedy nas zauważa uśmiecha się, ale w oczach widzę zawód. Przepraszam, Dan. 
- Hej - witam się całując go delikatnie w policzek. Odpowiada i odsuwa nam krzesła jak na prawdziwego mężczyznę przystało. 
Obiad przebiega w przyjemnej atmosferze, Dan ani razu nie pyta mnie o Harry'ego co bardzo mnie cieszy. Nie potrafiłaby mówić o nim przy Dan'ie, szczególnie, że chłopak nie paja do niego sympatią. Dziękuję mu za obiad i razem z Agg ruszamy w stronę wyjścia. Harry czeka przed wejściem, O cholera. Widocznie jest wkurwiony. 
- Agg, cześć. 
- Emm, Lil, pójdę do samochodu - odwraca się. 
- Zabieram ją. - informuje Harry. Nie odzywam się, jestem przerażona jego wzrokiem. 
- Cóż, w takim razie wracam twoim samochodem. Do zobaczenia. - macham jej po czym odkręcam się w stronę chłopaka. Dan wychodzi z restauracji. 
- Chryste - mruczę pod nosem. 
- Lil, wsiadaj do samochodu. 
- Harry, proszę cię, nie rób scen 
- Powiedziałem wsiadaj do samochodu - jego głos jest za spokojny, więc nie sprzeciwiam się i wsiadam posyłając Dan'owi przepraszające spojrzenie. Przez przyciemniane szyby widzę jak prowadzą dyskusje oboje żwawo rozmawiając. Zastanawiam się co Harry może mu przekazać. Jeżeli ma zamiar zabronić mu się ze mną spotykać to nie daruje mu tego. Nawet nie zauważam, kiedy wraca do środka. 
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - pytam z ciekawości. 
- Namierzyłem twój telefon.
- Co? Tak po prostu namierzasz mój telefon? Od kiedy to robisz? 
- Od momentu poznania. - rozchylam wargi zdziwiona jego szczerością. - Mieliśmy porozmawiać o tym twoim przyjacielu, ale ty oczywiście musiałaś po kryjomu się z nim spotkać. Powinnaś mi mówić takie rzeczy. Gdyby nie było z wami Agg dostałabyś karę. 
- Właściwie był to mój pomysł, ale żałuję go jak jasna cholera - mówię szczerze. Śmieje się głośno, widocznie rozbawiony. 
- Cieszę się. - uśmiecha się tajemniczo - dzisiaj wejdziemy na wyższy level. 
- Och. - łapie mnie za dłoń i masuje kostki, jedna za drugą. 
- Nie przejmuj się, nie będzie tak źle. 
Zatrzymujemy się pod jego penthouse'em i wjeżdżamy windą na górę. Cały czas trzyma mnie za dłoń, jakby bał się, że zaraz ucieknę. Wyciąga lód z zamrażalki i wyjmuje szampana. Wystawia kieliszki i zatrzymuje się z butelką 
- Crystal Brut? 
- Poproszę - cmoka mnie w skroń. 
- Ależ proszę. - podaje mi kieliszek, sam zabiera swój, całą butelkę i kawałki lodu. - Zapraszam do sypialni. 
O cholera, do sypialni?
- Pokój zabaw? 
- Jeszcze nie, 
- Czemu nie? 
- Rany, Lil. Nie to nie. - zamykam się i posłusznie idę za nim na górę. Siada na wielkim łóżku i klepie swoje kolano zachęcając, abym usiadła. Robię to bez najmniejszych sprzeciwów. 
- Gotowa? 
- Harry...
Chowa głowę w zagłębienie mojej szyi i zostawia tam mokry pocałunek 
- Podpisz tą umowę, proszę. 
- Harry...
- Tak bardzo cię pragnę, Lil...
- Jestem dziewicą. - zamiera powodując tą samą reakcje u mnie 
- ŻE CO?! 



______________________________________________


Nie sprawdzałam błędów, z góry przepraszam, jeśli takowe się znajdą.
Rozdział pisany na szybko, w dodatku podczas ogromnego zmęczenia, ale mam nadzieję, że nie wyszło tak źle jak mi się wydaje.
CZYTAĆ, KOMENTOWAĆ, PRZEKAZYWAĆ KOLEGOM I KOLEŻANKOM, KOMENTOWAĆ, DELEKTOWAĆ SIĘ PROSZĘ I CO NAJWAŻNIEJSZE KOMENTOWAĆ :D

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział czwarty.

Przyglądam się mu nie będąc do końca pewna czy to o czym mówi nie jest tylko głupim żartem. Wygląda na dość wiarygodnego i zdeterminowanego, Zastanawiam się jak wyglądałaby taka relacja między nami i mam wrażenie, że zaraz puszczę pawia.
- Mógłbyś mi to bardziej...objaśnić? - pytam
- Wszystko znajduje się w umowie, znajdziesz tam odpowiedzi na swoje pytania - podsuwa delikatnie w moją stronę żółtą kopertę. - Mam nadzieję, że ją podpiszesz. - spoglądam na niego kątem oka. Jest naprawdę przystojny... Ma na sobie białą koszulę i szary, dopasowany garnitur, a jego szmaragdowe spojrzenie onieśmiela mnie za każdym razem, gdy patrzę w jego oczy.
- Przeczytam w domu.
- Wolałbym, żebyś zrobiła to teraz, chcę znać Twoją reakcję...
- Chcę przeczytać to w domu - naciskam. Wzdycha.
- Jeżeli podpiszesz tę umowę, takie zachowanie z Twojej strony nie będzie miało miejsca. - wzdrygam się - Wstań.
Wstaję pośpiesznie i dziwię się, że przystałam na jego rozkaz. Łapię moją dłoń i kieruje mnie w stronę schodów, na które wchodzimy.
- Jeżeli uciekniesz, zrozumiem.
- Co znajduje się w tym pokoju?
- To pokój zabaw
- Trzymasz tam playstation? - uśmiecha się widocznie rozbawiony.
- W każdej chwili możesz opuścić to mieszkanie...
- Otwórz te drzwi. - mówię. Delikatnie przekręca klucz i pcha drzwi.
Zamieram. Spogląda na mnie nieufnie, gdy wchodzę w głąb pomieszczenia. Dotykam sznurów, pejczy i wielu innych rzeczy, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Rozglądam się przerażona i natrafiam na liny poprzyczepiane do sufitów. Co jest z nim nie tak?
- Powiedz coś... - odzywa się.
- Czemu to robisz? - pytam cicho, Ponownie spogląda na mnie nieufnie i wiem, że coś ukrywa.
- Dla przyjemności, mojej jak i twojej - unoszę brwi ku górze,
- Mojej?
- Uwierz, że nie jest tak źle jak wygląda.
- Boję się przeczytać tą umowę - uśmiecha się łagodnie i podchodzi do mnie pewnym krokiem. Obejmuje rękami moje oba łokcie i lekko je pociera.
- Uszczęśliwiłabyś mnie tym podpisem, Lil. Przeczytaj umowę bardzo dokładnie, okej?
- Okej. - zgadzam się. Spogląda w moje oczy i delikatnie pociera kciukiem moją dolną wargę. 
- Chciałbym ją ugryźć - mruczy
- Ja chyba też bym tego chciała. 
- Nie zrobię tego dopóki nie podpiszesz umowy.
- Że co? - jestem zdezorientowana. Kiwa głową na potwierdzenie swoich słów. Wzdycham - Teraz wydaję mi się, że powinnam już iść.
- Nie zostaniesz? - pyta zawiedziony
- Właśnie pokazałeś mi swój pokój zabaw, który wcale nie służy do gierek, nie sądzisz, że wystarczy mi wrażeń na jeden dzień? - jest zdumiony, ale kiwa głową.
- To prawda, odwiozę cię do domu.
Pomaga mi wsunąć płaszcz na ramiona i prowadzi do windy, Staje bardzo blisko mnie i wraz z zamknięciem drzwi odczuwam tą elektryczność. 
- Pieprzyć umowy - warczy przygważdżając mnie do ścianki i bierze w posiadanie moje usta uprzednio podnosząc moje ręce do góry. Przygryza dolną wargę zmysłowo za nią ciągnąc, kiedy dzwonek sygnalizuje otwarcie drzwi. Odskakujemy od siebie jak poparzeni i uśmiechamy się do pary, przyglądającej się nam z podejrzeniem. Łapie za moją dłoń i ściska ją lekko ukazując śnieżno biały uśmiech, który zapiera dech w piersiach. 
-Uroki wind - komentuje zwracając na siebie uwagę. 

***

 Zjeżdżamy na podziemny parking wypełniony samochodami.
- Który twój? - pytam, rozglądając się,
- Wszystkie
- Och, 
- To prywatny parking. - szczerzy się jak dzieciak, a jego oczy błyszczą. Jest w świetnym humorze i za nic w świecie nie zamierzam mu go psuć faktem, że jestem kompletnie niezdecydowana, jeżeli chodzi o umowę, którą mi zaproponował. Strasznie mnie korci, aby zapytać o wszelkie szczegóły. 
- Lil? 
- Hmm?
- Pytałem czy ten cały Rain z wami mieszka? - spoglądam na niego, dlaczego znowu zaczyna ten temat? Jego spojrzenie momentalnie staje się lodowate. 
- Nie 
- Nie chcę, żebyś się z nim widywała... - oznajmia cierpko.
- Chyba żartujesz! To mój przyjaciel, nie zrezygnuje z niego tylko dlatego, że tobie będzie to odpowiadało. 
- Nie wystarcza Ci przyjaciółka? 
- Harry...
- Porozmawiamy na ten temat później
- Nie, nie zrezygnuję z niego choćbyś nie wiem co zrobił. - krzywi się okropnie i szepcze:
- Nawet nie wiesz jak mam ochotę zatrzymać ten pieprzony samochód i sprać cię na kwaśne jabłko. 
Zachłystuję się powietrzem. 
- Więc zrób to... - odszeptuję. Jego wzrok zjeżdża na moją twarz dokładnie ją skanując. 
- Mówisz i masz - gwałtownie skręcamy w boczną uliczkę. Otwieram szeroko oczy 
O CHOLERA. 


________________________________________________

Krótki, ale zawsze coś.
KOMENTOWAĆ, PROSZE!!!!!!!

niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział trzeci.

Harry's POV

____________________________________________

Kim był ten kutas?!
Kim był do kurwy ten złamas, który kleił się do niej w sklepie? Wzrok jakim ją obdarzał wcale nie był obojętny, co wkurwiło mnie do granic możliwości.
Pakuję torbę do bagażnika i wsiadam do samochodu z impetem zamykając drzwi. Czy Greg coś pominął?
- Słucham? - odzywa się osoba po drugiej stronie aparatu.
- Greg...Sprawdź jeszcze raz dokładnie Lilly Jones. Myślę, że mamy problem.
- Szefie, sprawdzałem dwa razy...
- Więc sprawdzisz trzeci - warczę gniewnie. Cholera, co mnie tak zdenerwowało? Ach, tak! Panna Lilly Jones, która doprowadza mnie do białej gorączki.
- Co dokładnie chce pan sprawdzić, panie Styles? - odpowiada beznamiętnie. To jeden z niewielu ludzi pracujących dla mnie, którego nie onieśmiela moja postawa. Chwała ci za to!
- Chłopak? Czy ma chłopaka? Sprawdź chłopaka pod nazwiskiem Rain. Znajdź to za wszelką cenę, Greg - mówię już spokojniej.
- Wyślę panu maila. Do usłyszenia - rozlega się dźwięk dający mi do zrozumienia, że połączenie zostało przerwane.
Teraz muszę czekać...

***

Podjeżdżam pod The Shard* wzdychając z ulgą. Chcę odpocząć i przestać myśleć o dzisiejszym dniu. Co się ze mną dzieje? Jeszcze nigdy nie zależało mi tak na upatrzonej uległej... Zamykam oczy, a już po chwili wysiadam z auta na podziemnym parkingu. Pakuję się od razu do windy. Nie jestem sam, więc moja irytacja jest namacalna w tym pieprzonym pomieszczeniu. To kobieta. Blondynka. Przez chwilę myślę, aby zamienić Lil na nią. Przyglądam się jej z uwagą, wtedy ona się uśmiecha, a ja nie widzę nic poza uśmiechem Jones. Kurwa mać.
- Gdzie pan wysiada? - pyta. Uśmiech nie schodzi jej z twarzy. Może ma z dwadzieścia lat? Nie mam pojęcia. Wygląda młodo...
- Muszę wpisać kod dostępu - burczę.
- Ach, pan Styles? Apartament na samej górze?
- Tak - warczę. Przestań gadać i nie utrudniaj mi wszystkiego. Spoglądam na nią i widzę, że ją onieśmieliłem. Brawo, Styles, chyba o to ci chodziło, nie?
Wciska pięćdziesiąte trzecie piętro i szybko suniemy w górę nie odzywając się do siebie ani słowem.
Winda staje. Drzwi otwierają się zaskakująco wolno, za to dziewczyna wręcz wybiega z pomieszczenia.
Jesteś kutasem, Styles.

***

- Nie sądziłam, że będzie pan tak szybko... - w kuchni spotykam Irene. Dzień jak co dzień. Zwyczajnie siedzi sobie na wysokim barowym stołku i popija herbatę. Można rzecz ujmując, iż zwyczajnie się opierdala, ale nigdy nie krzyczałem na tą kobietę i nigdy tego nie zrobię.
- Dzisiaj pracuję w domu... - odpowiadam spokojnie.
- Mogę przygotować panu coś do jedzenia...jeśli pan oczywiście chce. - odwzajemniam jej życzliwy uśmiech, który mi przesyła. Czy ta kobieta kiedykolwiek jest smutna albo wkurwiona, jak ja dość często?
- Dziękuję, Irene. Możesz wrócić do swoich czynności. - mówię wskazując na parującą herbatę i gazetę.
Oczywiście pierwsze co, kieruję się do biura. Zdejmuję marynarkę i rozpinam górne guziki koszuli. Odsuwam krzesło i siadam na nie, łokcie kładąc na stół. Podłączam laptopa i pocieram twarz rękoma po czym przenoszę je na włosy ciągnąc za nie jak najmocniej. Jestem wykończony. Przecieram oczy, gdy w między czasie z laptopa rozlega się dźwięk przychodzącego maila. W samą kurwa porę!

_________________________________________________
Nadawca: Greg Ross
Temat: Lilly Jones
Adresat: Harry Styles

Związki: Na chwilę obecną nie stwierdzono, jednak jest coś co może Pana zainteresować...
Pan Rain jest jej wieloletnim przyjacielem.



Greg Ross
Pracownik, Styles Enterprises Holdings



Siedzę i szczerzę się do monitora jak jakiś idiota.
Muszę jednak skupić się na pracy i oczekiwać jej cholernego telefonu w sprawie sesji zdjęciowej.


***

Lilly's POV

_____________________________________


- Lil! Tak bardzo ci dziękuję, jesteś najlepsza - wykrzykuje skacząc i jednocześnie przytulając mnie w przedpokoju.
- Rany, daj mi wejść i się rozebrać. Dan ci powiedział? - pytam, mimo, że doskonale znam odpowiedź na to pytanie, Od razu po pracy zadzwoniłam do niego powiadamiając o fakcie, iż musi wykonać parę zdjęć Harry'emu. Rumienię się na zawołanie.
- Jak to zrobiłaś? Och, o co ja pytam! Co pieprzony milioner robił w sklepie z farbami?!
- To jakiś absurd, sama nie wiem jak się tam znalazł. - odwieszam płaszcz i kieruję się do kuchni.
- Zrobić ci herbatę? - kiwam głową na zgodę - kiedy się z nim umówiłaś? Zależy mi na tych zdjęciach i właściwie chce je mieć jak najszybciej. - wlewa wodę do czajnika i nastawia go.
- Właściwie nie umówiłam się z nim na konkretną datę... - mówię.
- Nie rozumiem
- Dał mi swoją wizytówkę, mam się do niego odezwać.
- Więc dzwoń teraz - uśmiecha się.
- Co?
- Powiedziałam, żebyś zadzwoniła teraz...masz minę jakbyś zobaczyła ducha. - mruży oczy.
- Nie zadzwonię, jest późno - bronię się jak mogę, żeby tylko nie wykonywać tego telefonu.
- W takim razie daj mi ten numer, ja do niego zadzwonię - wyciąga rękę. Jeżeli zadzwoni do niego Agg, wyjdę na tchórza...
- Nie! - piszczę - Ja to zrobię.
- Zachowujesz się dziwnie
To dlatego, że w ogóle nie mogę się skupić, wciąż myśląc o tym jak bardzo intrygujący jest Harry. W życiu nie spotkałam tak tajemniczej osoby i jestem kretynką myśląc, że mógł się mną zainteresować. Wyciągam telefon z torebki i nie zapominam o wyciągnięciu wizytówki z bocznej kieszonki. Wpisuję numer i niepewnie naciskam zieloną słuchawkę. Agg staje przy mnie. Możesz mnie nie krępować?!
Jeden sygnał, drugi sygnał...
- Lilly? - skąd on wie, że to ja? - czekałem na twój telefon - jego ton głosu jest łagodny i wiem, że uśmiecha się półgębkiem.
- Tak, to ja. - mówię spoglądając na dziewczynę stojącą obok mnie - Moglibyśmy umówić się na jutro?
- Jasne - odpowiada. I co ja mam jeszcze powiedzieć? Agg patrzy na mnie pytająco, ponownie przymrużając oczy. Miejsce!
- Nie mam tylko pomysłu na lokalizację.
- Możemy zrobić sesję w moim mieszkaniu, jeżeli to nie problem.
- W porządku.
- Wyślę ci jutro adres - będę w jego mieszkaniu? Na samą myśl przechodzą mnie dreszcze. - Lil?
- Tak?
Śmieje się cicho
- Mówiłem: Do zobaczenia.
Rumienię się.
- Wiem, że to robisz
- Co robię?
- Rumienisz się. - uśmiecham się.
- Do zobaczenia, Harry. - odkładam telefon na stolik i podnoszę wzrok ku górze. Agnes ma szeroko otwartą buzię i nic na to nie poradzę, ale wybucham śmiechem.
- Widzę, że świetnie się dogadujecie
- Słucham?
- Myślę, że doskonale słyszałaś - uśmiecha się.
- Idę się położyć, za dużo wrażeń jak na jeden dzień - ziewam.
- Nie zmieniaj tematu.
- Pogadamy jutro, Agg - mrugam - Dobranoc


***

Odblokowuję telefon i po raz setny przyglądam się wiadomościom. Zaskakująco wcześnie wstałam, biorąc pod uwagę fakt, że nigdy tego nie robię. Zauważam krzątającą się w przedpokoju Agnes na co mrużę oczy. Niechętnie wychodzę z łóżka, mając nadzieję, że czeka mnie śniadanie i oczywiście wyjaśnienia. Nakładam na siebie jedwabny szlafrok sięgający do połowy ud i udaję się w stronę, skąd pochodzą piękne zapachy, czyli  kuchni.
- Dan? - szok maluję się na mojej twarzy, kiedy widzę mojego przyjaciela. Odkręca się od blatu, spoglądając na mnie. Przemierza wzrokiem całe moje ciało i oblizuje wargi, co trochę mnie krępuję. - Dan? - chrząkam głośno.
- Cholera... - łyżka wypada mu z dłoni, na co unoszę brwi do góry.
- Wszystko w porządku? - pytam nieśmiało.
- Tak...cześć.
Śmieję się i siadam na krześle barowym
- Skoro już tu jesteś, mam nadzieję, że masz coś dla mnie. - uśmiecha się wreszcie.
- Całą masę jedzenia - krzyczy radośnie - Nie jest jeszcze do końca przygotowne, wstałaś dość wcześnie - mruży oczy.
- Tak, to mocno zadziwiające. - odpowiadam - Co z Agnes? Wielkie przygotowania?
- Chyba chce wyglądać jak najlepiej...pewnie chodzi o tego całego Styles'a. - tradycyjnie oblewam się rumieńcem, kiedy wypowiada jego imię i czuję lekkie ukłucie w okolicy serca. To zazdrość.
Z mojej komórki wydaję się dźwięk sygnalizujący przyjście wiadomości. O CHOLERA.
Odczytuję adres zamieszkania Harry'ego i uśmiecham się lekko. W pewnym sensie nie mogę się doczekać, kiedy go zobaczę.
- Kto to?
- Harry
- Jesteście na Ty? - pyta zaciekawiony, a w oku pojawia się pewien błysk.
- Właściwie...tak?
- Zadajesz mi pytanie? Dziwnie się zachowujesz, kiedy o nim wspominam - krzywi się. Czy oni są w jakiejś zmowie z Agnes?! Z przemyśleń wyrywa mnie kolejny sms.

Od: Harry Styles
Widzimy się za godzinę
Do zobaczenia, słodka, Lil ;)

Oblewam się szkarłatnym rumieńcem, kiedy przed moim imieniem stoi ten zachwycający przymiotnik. Czy on robi to specjalnie?
- Mamy godzinę - wstaję z zamiarem pójścia do pokoju.
- Ale śniadanie...
- Zjem jak się ubiorę.


***


Siedzę w samochodzie Dan'a i bawię się końcówką bordowego swetra. To niemożliwe, że aż tak się stresuję. Zastanawiam się w co się ubierze i to najgłupsza myśl jaka przyszła mi do głowy. Dobrze wyglądał, kiedy przyszedł do sklepu...tak zdecydowanie pasuje do niego codzienny strój.
- The Shard, moje panie.
- Uwielbiam ten budynek - piszczy zachwycona Agnes.
- Które piętro?
- Sześćdziesiąte piąte - zerkam dokładnie na kartkę. - Sześćdziesiąte piąte - potwierdzam.
- Jak chuj wysoko! - Dan wykrzykuje z entuzjazmem
- Dan! - besztam go
- Okej, okej. Mamy jechać windą, czy co?
- Będzie na nas czekał na parkingu! - wybucham.
Spogląda na mnie zaskoczony i wygląda jakby miał coś powiedzieć, ale nie robi tego. Wjeżdżamy na parking podziemny i tracę zasięg. Chyba nie będzie potrzeby, żeby do niego dzwonić? Dan parkuję tuż przy windzie, a On tam stoi. Ma na sobie garnitur i o RANY, wygląda świetnie. Mój oddech przyspiesza, więc jak najszybciej wychodzę z auta. Zabieramy najpotrzebniejsze rzeczy i ruszamy w jego stronę. Mruży oczy spoglądając na Dana i jego spojrzenie momentalnie robi się lodowate. Przenosi wzrok w moją stronę z kamienną twarzą.
- Pani Harris? Miło panią w końcu poznać. - uśmiecha się przyjaźnie,ale wiem, że nie robi tego szczerze.
Agg rozpływa się pod jego spojrzeniem i nic nie mówi. Przewracam oczami co zauważa i uśmiecha się tajemniczo.
- Cześć, Lil. - całuje mnie w policzek. On robi to specjalnie, prawda? - Rozumiem, że to ty będziesz prowadził sesję? - pyta twardo
- Ta, jestem zaszczycony. - śmieję się, bo wiem, że nie przypadli sobie do gustu. Harry przenosi na mnie swoje rozbawione spojrzenie, natomiast Dan spogląda na mnie pytająco.
- Okej, wydaję mi się, że zakończyliśmy to kółko zapoznawcze - rzucam.
- W rzeczy samej - zdaje się być zaskoczony moimi słowami i rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie, czego kompletnie nie rozumiem i czym kompletnie się teraz nie przejmuję. - Zapraszam do windy, muszę wpisać kod dostępu
- No jasne - szepczą wspólnie Agg i Dan, na co śmieję się w duchu. Nie będzie łatwo...


***

Jego mieszkanie... To jest właściwie mieszkanie? Jego salon jest wielkości mojego całego mieszkania dzielonego z Agnes. Robi ogromne wrażenie.
- Myślę, że możecie rozstawić się tam... - wskazuję ścianę, przy której akurat nie stoi nic. Moi przyjaciele kierują się w tamto miejsce, natomiast ja zostaję złapana za nadgarstek i przyciągnięta w jego stronę.
- Nie powiem, że nie jestem wkurwiony. Dlaczego załatwiłaś akurat mężczyznę, który ślini się na Twój widok? - pyta sucho. Co do cholery?
- Słucham?
- Słyszałaś, Lil, nie lubię się powtarzać. - odpowiada - Z całego pieprzonego Londynu wybrałaś jego jako fotografa? - syczy, ale tak, żebym tylko ja miała możliwość go usłyszeć.
- To mój przyjaciel - rzucam szybko - Nie znam całego PIEPRZONEGO Londynu, ani fotografów się w nim znajdujących.
- Przyjaciel? - kompletnie ignoruję moje ostanie zdanie - Chyba tylko ty tak uważasz. Jeżeli jeszcze raz spojrzy na ciebie w ten sposób, wypierdolę go z tego mieszkania. - zachłystuję się.
- Że co?!
- Mówię poważnie - mówi już nieco łagodniej - Chcę z tobą porozmawiać po sesji, zostaniesz? - jest pełen nadziei, co przyprawia mnie o przyjemne uczucie w okolicach brzucha.
- Zostanę, jeśli zachowasz się odpowiednio wobec mojego przyjaciela - krzywi się chwilę.
- Obiecuję - uśmiecha się. Chyba zaraz zemdleję.
Agg staje w wejściu pomieszczenia, w którym się znajdujemy i patrzy na nas z zaciekawieniem.
- Jesteśmy gotowi - mówi.
- Już idę - odpowiada wychodząc i zostawiając mnie w kompletnym osłupieniu. Odkręcam się i już wiem, że znajduję się w kuchni, w dodatku nie sama. Piszczę cicho.
- O Boże, przepraszam, nie chciałam pani wystraszyć. - jest to starsza kobieta, wygląda na sympatyczną, tylko kim ona jest? - jestem Irene, a pani jest?
- Przyjechałam towarzyszyć przy sesji zdjęciowej...
- Och, tak, już wiem, Pani Jones? - uśmiecha się życzliwie
- Tak - rzucam niepewnie, skąd zna moje nazwisko?
- Może pani i pani przyjaciele mają ochotę na herbatę czy kawę?
- Gdyby zrobiła nam pani kawę, bylibyśmy w siódmym niebie - odpowiadam z uśmiechem na twarzy, co od razu odwzajemnia.
- Już się robi

***

- Zdjęcia wyszły w porządku, Dobrze się współpracowało. - słyszę jak Dan chwali Harry'ego, co trochę zbija mnie z tropu.
- Świetnie, bardzo się cieszę.
- Gdzieś ty była? - krzyczy Agg, zwracając uwagę chłopaków. Wzdrygam się i odstawiam szklanki z napojami na stoliku przy skórzanej kanapie.
- Umm, rozmawiałam z Irene,
- Z kim? - jest zdezorientowana.
- Z moją pomocnicą - wyjaśnia Harry.
- Kawa? - Dan ignoruje nas przystawiając szklankę do ust. Wypija wszystko na raz. - wychodzimy?
- Umm, cóż, ja zostaję.
- Zostajesz? - pyta nie dowierzając. Nie zadzieraj z Harrym...
- Tak, zostaje - rzuca twardo mój zbawiciel. Cóż może niekoniecznie w taki sposób chciałam to ująć.
- Chodź Dan. Mam nadzieję do zobaczenia, Harry. - odzywa się w końcu Agnes. Można to porównać do zapobiegania konfrontacji.
- Widzimy się w domu - mówię
Szczególnie zapamiętuję wykrzywioną w grymasie minę Dana.
- A ja mam nadzieję, że nie do zobaczenia - mówi za mną. Odkręcam się oburzona.
Śmieje się.
- Tylko żartuję. - tłumaczy - Chodź, chcę porozmawiać. - łapię mnie za rękę i  przez chwilę stoi w miejscu. Mam wrażenie, że on też czuje to samo co ja. Rusza w stronę kanapy, na której siadamy na przeciwko siebie.
- Zastanawiam się na jaki temat?
- Cóż, to może być dla ciebie ciężki temat.
- Co masz na myśli?
Uśmiecha się.
- BDSM, mówi ci to coś?
- Żartujesz, prawda?
- Nie bardzo...
- Proponujesz czy wyjaśniasz? - pytam sarkastycznie.
- To raczej propozycja, myślę, że nic nie muszę ci wyjaśniać. Chcę, żebyś była moja i nie mam co do tego żadnych wątpliwości. - mówi poważnie, a ja zamieram. Cholera.
- To dla ciebie chyba swobodny temat...Ledwo się znamy, Harry...
- Do niczego cię nie zmuszam, chcę tylko, żebyś rozważyła moją propozycję. Jeżeli się nie zgodzisz zniknę z twojego życia, czego nie biorę nawet pod uwagę.
- Jesteś popieprzony - uśmiecha się
- Na kilkadziesiąt odcieni, skarbie.


________________________________________________________


The Shard* - jest to najwyższy wieżowiec w Londynie,  znany także jako Shard London BridgeLondon Bridge TowerShard of Glass

MAX PRZEPROSINY!
Cóż, czasami wena nachodzi, niekiedy jej brak. Chyba nic więcej nie muszę wyjaśniać. Taki jest właśnie powód, dla którego rozdział się nie pojawiał.













piątek, 7 listopada 2014

Rozdział drugi.

Podnoszę się gwałtownie. 
Ciężko oddycham i automatycznie łapię się za klatkę piersiową. Tak robi chyba każda osoba, która się czegoś lęka? Sen był przerażający i nie mam zamiaru o nim myśleć, gdyż spowoduje on destrukcję mojego dnia. Leniwie wychodzę z okrycia i stąpam gołymi stopami po zimnej podłodze. Powinnyśmy mieć ją ogrzewaną...zdecydowanie. To chyba oczywiste, że pierwsze co zrobię to zmycie brudu jaki czuję na sobie wspominając sen. W zamiarze miałam o nim nie myśleć, prawda? Kim by była Lilly, gdyby się nie przejmowała?
    Kiedy woda oblewa strumieniami moje ciało, skupiam się na wczorajszym wywiadzie. Harry jest intrygującym człowiekiem, to na pewno. Nie rozmawiałam jeszcze z Agnes i jestem w pełni świadoma, że powinnam, a raczej będę musiała streścić jej jak przebiegło to spotkanie. Zdążę jeszcze wysłuchać jej biadolenia w kwestii tego, że świat jest okrutny, gdyż ona przecież bardzo chciała poznać samego prezesa, Styles Enterprises Holdings. Będę musiała wsłuchiwać się w jej jęki wytrwale, a dopiero później opowiedzieć jakie doświadczenie wyłapałam przeprowadzając wywiad z pieprzonym prezesem, STYLES ENTERPRISES HOLDINGS. Nie mam pojęcia o co całe to zamieszanie. Wiem, że musi znajdować się w tym jakieś drugie dno. Chwilę jeszcze stoję zmywając z włosów pianę po szamponie, dopóki nie przypomina mi się to nieszczęsne pytanie...Och, Harris, zabiję cię. Wyskakuję z brodzika na miękki ręcznik i pospiesznie okręcam się nim. Z prędkością światła mocno wkurzona kończę przygotowania i wparowuję do kuchni zastając przyjaciółkę. Uśmiecha się. 
- Hej, zrobiłam to..
- Ty łajzo - krzyczę. 
- Tosty - kończy. - O co ci chodzi? 
- "Jest pan gejem, panie Styles?" - aż wzdrygam się na to pytanie i ponownie czuję zażenowanie. Nie zapomnę nigdy jego przenikliwych tęczówek i rozbawienia. Śmieje się. 
- Mówisz poważnie? - ponownie wybucha śmiechem. Naprawdę nie jest mi do śmiechu, Agg. Przestaje się śmiać, gdy napotyka moje chłodne spojrzenie. - Skarbie, takie pytania są całkowicie naturalne. 
- Nie, kochanie, takie pytania nie mają racji bytu. - warczę 
- Skąd w tobie tyle złości? Wytłumaczę ci o co mi chodziło - wzdycha teatralnie - Przed wywiadem wyszukiwałam w grafice komputerowej jego zdjęć. Na żadnym z nich nie wystąpił z płcią przeciwną. Wydało mi się to podejrzane. 
Mrużę oczy. O nie. On w zupełności nie wygląda na homoseksualistę, ani się tak nie zachowuje. Poza tym odpowiedział na pytanie negatywnie. Wygląda na asertywnego człowieka. 
- Lil?
- Hm? 
- Przez chwilę się zamyśliłaś. - mówi spokojnie - co odpowiedział? 
- Nie 
- Nie jest? 
- Czy właśnie nie to powiedziałam? - irytuję się. 
- Wyluzuj! 
- Upokorzyłaś mnie przed nim do granic możliwości. Czuję się zdekoncentrowana. - przyznaję 
- On ci się podoba, nie? - pyta uśmiechnięta - wzdychałam do niego przez ostatnie tygodnie, gdy przygotowywałam materiał. - wyznaje głośno. Zaczyna się...
- Zawsze chciałam go poznać, to było moje marzenie. Cholerna choroba! Ale cieszę się, że zrobiłaś to za mnie. Przynajmniej mam możliwość oglądać twoje zaróżowione policzki, gdy o nim wspominam.
ŻE CO? Nic się nie odzywam, za to ona kontynuuje. 
- Jaki on jest? Równie przystojny co na zdjęciach? Wydaję się sympatycznym człowiekiem.
Kochana, gdybyś wiedziała... 
- A jak myślisz? - wreszcie się odzywam. - Cholernie przystojny, ale do ckliwości mu daleko. 
- Naprawdę? - jest mocno zdziwiona - Nie spodziewałabym się tego. 
- Ta, ja też nie - mruczę. Mruży oczy spoglądając na zegarek. 
- Na którą masz do pracy. Jest grubo po 10. 
- Cholera, jestem spóźniona. David mnie zabije! 
- Nie zjadłaś śniadania! - krzyczy, kiedy zabieram torbę z kanapy kierując się do drzwi, 
- Zjem na mieście...- czyli jak zawsze. 

***

Spóźniona, spóźniona, cholera znowu. 
Stoję w korku zastanawiając się czy nie wziąć sobie kolejnego dnia wolnego. David zwolniłby mnie z miejsca. Nie chcę go więcej oszukiwać. Odkąd nie zgodziłam się na wyjście z nim, ogrodził się betonowym murem i trzyma mnie na dystans. Dzięki Bogu, że nie zostawił mnie bez pracy, to doszczętnie zniszczyłoby mi życie. Czuję się zniesmaczona myślą, że mój szef na mnie leci. To mocno popieprzone. Odsuwam od siebie tę myśl. To niestosowne, mimo faktu, że jest on jedynie trzy lata starszy. Parkuję samochód i biegiem ruszam do środka królestwa farb. Nie trudno się domyślić. Pracuję w sklepie z farbami i jakkolwiek to brzmi, uwielbiam tę pracę. 
- Lilly! - o cholera.
- David, tak strasznie cię przepraszam - jestem zrozpaczona, a to zawsze na niego działa. 
Wzdycha 
- W porządku - kiwa głową. 
- Poważnie? - doskakuję do niego i zamykam w uścisku. Nieruchomieje. Właściwie nieruchomieje za każdym razem kiedy go dotykam i ta jego reakcja nigdy mi się nie znudzi. Muska palcami delikatnie moją talię i czuję jak zaciąga się zapachem moich włosów. Okej,,,chyba powinniśmy to zakończyć. 
- Pójdę już, co? 
- Ach, tak, jasne - puszcza mnie zakłopotany i odchodzi, Chichoczę na jego nieśmiałość. 
Za ladą stoi Dan, na co szeroko się uśmiecham. Krzywi się spoglądając na mnie. 
- Dzięki ci wielkie - przytula mnie czule. 
- Kazał ci stanąć za ladą? Jest niemożliwy - uśmiecham się do przyjaciela. - Co tu robisz? 
- Nie spotkałaś się ze mną, pomyślałem, że wpadnę. Długo się nie widzieliśmy, Lil - całuje mnie delikatnie w policzek. Rozlega się dzwonek, co może oznaczać tylko fakt, że ktoś wszedł do sklepu. 
- Myślę, że spotkamy się później, jak widzisz nie mam teraz czasu - uśmiecham się słabo i ściskam go po raz ostatni. Unoszę głowę i zamieram. Harry Styles wpatruje się we mnie swoimi hipnotyzującymi zielonymi tęczówkami. Przyglądam się mu zszokowana. 
- Panno Jones, cóż za miła niespodzianka. 
- Panie Styles - szepczę bez tchu. To zdecydowanie zła reakcja. 
- Pan Styles? Harry Styles? - Dan nie wyszedł. Cholera. - O, rany. Ty jesteś ten Harry Styles? Moja przyjaciółka Agnes miała przeprowadzać z tobą wywiad. - uśmiecha się zbyt szeroko. 
- Lilly się wszystkim zajęła, Jest bardzo inteligentną kobietą - rumienię się na ten komplement. Przyglądam się mu uważnie. Ma na sobie obcisłe ciemnie jeansy, koszulkę w serek i czarną marynarkę. Wygląda zupełnie inaczej niż go zapamiętałam. Jest idealny. "Co Ty powiedziałaś?!" - szepcze podświadomość. Zbyt długo koncentruję się nad jego wyglądem. Nawet nie zauważam, że Dan się ze mną żegna, ściskając mnie lekko. 
- Cóż, nic mi o tym nie wiadomo - spogląda na mnie pytająco - No w każdym razie zobaczymy się później, pa Lil. Panie Styles - kiwa mu głową w geście pożegnalnym z lekkim uśmiechem, ale wzrok Harry'ego pozostaje chłodny. 
- Panie? 
- Rain.
- Panie Rain - dalej utrzymuje kamienną twarz. Dzwonek sygnalizuję wyjście na zewnątrz mojego przyjaciela. co oznacza, że zostałam sama z facetem, który doprowadza mnie do szału swoimi gestami i mową...och szczególnie mową. 
- W czym mogę służyć, panie Styles?
- Zwracam się do ciebie po imieniu, oczekuję, że również zaczniesz wdrażać to w naszej rozmowie. - mruczy - Harry. Mam na imię Harry. 
- W porządku, Harry - naciskam. - W czym mogę pomóc?
Uśmiecha się, chociaż w pewnej chwili ujrzałam błysk złości na jego twarzy. 
- Potrzebuję farby - to takie absurdalne...
- W rzeczy samej. Znajdujemy się w sklepie z farbami - skąd we mnie tyle pewności siebie? 
Piorunuję mnie wzrokiem 
- Odcień czerwony - oblewam się rumieńcem, co zauważa i z wyższością się uśmiecha, jakby właśnie taki był jego plan. Czy nie tego się po nim spodziewałam? 
- Mamy różne odcienie czerwieni, pokazać? - mój głos drży i oblewam się rumieńcem...znowu.
- Tak. Proszę prowadzić, panno Jones. - że jak?
- Wydawało mi się, że przeszliśmy na Ty.
- Cóż, złamałem tą regułę. 
- Tędy proszę - mruczę, wskazując drogę, ale się nie ruszam. Unosi brwi z chytrym uśmiechem. 
- Panie przodem. 
No jasne. Idąc w kierunku stoiska z wybranym przez Harry'ego odcieniem czuję się niepewnie. On wypala dziurę w moich plecach. Dlaczego czuję się przy nim tak niepewnie? Kurwa mać. Moje zakłopotanie sięga zenitu. Wskazuję dłonią poszczególne farby i opatruję je konkretną nazwą. Zamyślony spogląda na wszystkie z nich. 
- Co pana sprowadza do naszego sklepu? - pytam, aby podtrzymać rozmowę. Przekręca głowę, spoglądając na mnie zszokowany, ale i niezadowolony. Zapewne z nazwania go panem, ale nic już nie mówi na ten temat. 
- Został mi on polecony - odpowiada dobitnie. - Wezmę dziką czerwień. Pięć razy. 
Dzika czerwień?! 
- Okej... - krępuję się pod jego czujnym spojrzeniem. Czy on może przestać się tak gapić?! 
- Potrzebujesz czegoś jeszcze? - wydaje się osłupiały. Cudownie widzieć reakcje tak zupełnie nie podobną do jego charakteru. 
- Nie wiem. Co proponujesz? - lustruję go wzrokiem. Spina się, co zaskakuje mnie jeszcze bardziej. Czy to nie oczywiste? 
- Kombinezon? - wyrzucam z siebie. 
- Kombinezon? 
- To właśnie powiedziałam - irytuję się, gdy on rzuca mi gniewne spojrzenie - Nie chcesz chyba pobrudzić ubrań? 
- Zawsze mogę je zdjąć - uśmiecha się. Wzrok wbijam w podłogę. Pieprzony dupek!
- Oczywiście wezmę ten kombinezon, nie chcę się pobrudzić.
No i super. Nie dręcz mnie więcej! Wręczam mu niebieskie ubranie robocze, co powoduje, że przez chwilę stykami się opuszkami palców. Chryste, ta elektryczność. Nieruchomieję, ale szybko przywołuję się do porządku i uciekam za ladę. 
- Jak praca nad artykułem? - pyta. Podnoszę wzrok i uśmiecham się z ulgą. Cieszy go ten widok. 
- Agnes Harris pisze artykuł, ja tylko ją zastępowałam z powodu jej choroby. Na pewno świetnie jej idzie. Jest redaktorem naczelnym tej gazety. Była załamana tym, że sama nie mogła przeprowadzić tego wywiadu. Martwi ją jedynie fakt, iż nie poprosiła o żadne zdjęcia. 
- Cóż, jestem w okolicy, być może jutro? - jest całkowicie zamyślony, ale i zdecydowany. 
- Sesja zdjęciowa?  - kiwa głową na zgodę. 
- Agg będzie zachwycona. Znam dobrego fotografa - uśmiech nie schodzi mi z twarzy. 
- W porządku - nadal się uśmiecham - Dasz mi znać w sprawie jutra, dobrze? - wyjmuję z portfela wizytówkę - Tu jest numer mojej komórki, zadzwoń
- Jasne 
Ostatecznie wbijam na kasie wszystkie jego zakupy. 
- Razem pięćdziesiąt funtów - mówię - Reklamówkę? 
- Poproszę, Lil - zdrobnienie mojego imienia w jego ustach brzmi zachwycająco i cała drżę. - Zadzwonisz do mnie w sprawie tej sesji, tak? - Tak, do cholery, oczywiście, że zadzwonię 
Kiwam tylko głową. 
- Świetnie. Wobec tego do zobaczenia jutro. - sądząc po jego minie chce coś jeszcze dodać i nie mylę się. 
- Cieszę się, że panna Harris nie mogła przeprowadzić tego wywiadu - zachwycony moją zdumioną miną wychodzi ze sklepu obładowany reklamówką.
    Wbrew wszystkiego, podoba mi się jak jasna cholera...



____________________________________________________


W poprzednim rozdziale wyjaśniłam wyrażenie z gwiazdką* 
Z góry przepraszam, że nie zrobiłam tego od razu, ale zwyczajnie o tym zapomniałam :)

czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział pierwszy.

   Tak bardzo jak bym chciała nie daję rady wstać z łóżka. Jest już późno? Nie mam pojęcia, budzik nie dzwoni od godziny, więc zapewne jest wcześniej niż myślałam. Wzdycham i kręcę całym ciałem pod ciepłą kołdrą. Jest zima, a śnieg prószy za oknem. Skąd wiem? Nie wiem, przeczuwam to. To dobry moment na wstanie i zlokalizowanie okna... Być może powinnam wreszcie wstać? Okej, zrywam się szybko do pozycji siedzącej. Ale to nie śnieg za oknem każe mi to zrobić, lecz moje drzwi, które zwyczajnie się otworzyły. Mój lęk się oczywiście powiększył, ale uspokajam się, gdy widzę moją współlokatorkę, a właściwie przyjaciółkę. Agnes. Moja kochana Agg z termometrem pomiędzy zębami, w za dużej pidżamie i ogromnych pluszowych kapciach z wizerunkiem tygryska. Ręce ma zajęte. W jednej trzyma zapewne gorące kakao, które uwielbia, a w drugiej paczuszkę z lekami. Z powrotem układam się na łóżku, gdy jęczy z protestem. 
- Jeżeli mocniej ściśniesz zębami termometr...on pęknie, a rtęć wleci ci do buzi powodując śmierć.- mówię ze stoickim spokojem. Piszczy głośno i słyszę jak termometr upada na podłogę. Chichoczę cicho. 
- Cholera, Lil. - krzyczy zachrypniętym głosem. No, nie brzmi to najlepiej. - Przestraszyłaś mnie! Przecież jest elektryczny, głupku. 
- Dałaś się nabrać - śmieję się. 
- Owszem...ale to nie zmienia faktu, że chorego nie powinniśmy wykorzystywać do sprawienia sobie wesołego ranka. 
Jęczę.
- Ranka? 
- Jest 9
- 9?! 
- Wiem, że nastawiłaś budzik na 11, ale musisz wstać. Jak widzisz jestem chora, co oznacza, że nie dam rady przeprowadzić tego wywiadu ze Styles'em. 
O cholera, tylko nie to. 
- Pomyślałam, że mogłabyś mi pomóc. - mówi niepewnie - Mam przygotowane pytania, to nie takie trudne na jakie się wydaję. 
- Agg? 
- Hmm? 
- Prószy śnieg? - przymykam oczy oczekując odpowiedzi. 
- Jasne, jest cudownie, nienawidzę tego dnia jeszcze bardziej. 
Uśmiecham się mimowolnie. Idealny początek dnia. 
- Pójdę przeprowadzić ten wywiad. 
- Naprawdę? - piszczy - Kocham cię, Lil, wiesz o tym prawda? 
Jasne, że wiem. A czego nie wiem? Nie wiem na co się piszę. Owszem, zgodziłam się na ten wywiad, ale przecież dalej mam wątpliwości. Nigdy nie przeprowadzałam wywiadu, szczególnie wywiadu z facetem, który jest właścicielem każdego pieprzonego wieżowca w Londynie. Agg wybiera mi zestaw ubrań, co jeszcze bardziej mnie przytłacza. Dzióbię widelcem we właściwie przepysznej jajecznicy. Straciłam apetyt i pocą mi się ręce. Jestem zwyczajnie zdestabilizowana.
- Zjadłaś? Już mam komplet! - krzyczy z sąsiedniego pokoju. 
- Właściwie to nie, nie zjadłam... 
Nie słyszę odpowiedzi, za to jej głowa wyłania się powoli i spogląda na mnie zakłopotana. 
- Wszystko w porządku? Mam nadzieję, że nie zmieniłaś zdania. Bardzo mi na tym zależy. 
- Jasne, że nie. Myślę, że po prostu troszkę się denerwuję. 
- Hej, to nic złego, ja zawsze się denerwuję... - patrzę na nią z ukosa. - No dobra, może nie zawsze, ale przyzwyczaiłam się, okej? To.Nic.Złego. 
- Okej, zrozumiałam - krzywię się lekko. Wcale mnie nie pocieszyła. - Zjem na mieście, pokaż co masz. 
Uśmiecha się szeroko i ciągnie mnie do sypialni. Oczy mam zamknięte, nie wiem czego się spodziewać. Oby nie spódnica, oby nie spódnica. Otwieram jedno oko...
A jednak spódnica, opadam z sił. 
- Och, daj spokój. 
- Zrobię to tylko dlatego, że wypada. Gdzie dokładnie jest ten wywiad? 
- One Canada Square*, wiesz gdzie? 
- Jasne, że wiem, studiowałam każdy wieżowiec w Londynie. - prycham.
- No, dobra, "wszystko wiedząca". Leć już, nie zapomnij czegoś zjeść. 
- Cholera, miałam się spotkać z Dan'em. - uderzam się w czoło. Nim się obejrzę Agg wypycha mnie za drzwi. 
- Ja się z nim spotkam. Pa!

***

Parkuję mój samochód pod One Canada Square i gaszę silnik wzdychając. Korki spowodowały zwiększenie czasu na przemyślenia, a raczej zanik mojego poddenerwowania. Wysiadam z samochodu i zamykając go rozglądam się powoli spoglądając na panoramę, a następnie znowu na mój samochód. Śmieję się w duchu. Mój to rzęch w porównaniu z tymi, które stoją centralnie pod budynkiem. Nie powinnam się tym przejmować i wcale tego nie robię. Ta sytuacja bawi mnie do tego stopnia, że uśmiecham się jak głupia nie zauważając ludzi, którzy spoglądają to na mnie, to na mój samochód, przy którym dalej bezcelowo stoję. Ta chwila przestaje mnie bawić i schylam głowę rumieniąc się. Chyba czas ruszyć do środka. 
    Przy szklanych rozsuwających się drzwiach widnieje metalowa plakietka z nazwą firmy wypisaną w złotym kolorze. Styles Enterprises Holdings. To zapiera dech w piersiach, ale przestaję się wreszcie na to gapić i odsyłam siebie do windy, na którą chwilę czekam. Drzwi rozsuwają się i wychodzi z nich dwóch facetów w dopasowanych garniturach. Czuję się jak intruz, mimo, że jestem ubrana w elegancką szarą ołówkową spódnicę i wpuszczoną w nią beżową bluzkę. Spoglądają na mnie uśmiechając się szczerze. Nie zwracając na nich dłużej uwagi wchodzę do windy ruszając na wyznaczone piętro. Spotykam się tam jedynie z brunetkami poruszającymi się w szybkim tempie. Cholera, zaczęłam się stresować na nowo. Recepcjonistka, która również posiada ciemny kolor włosów wychodzi za lady i uśmiecha się pokrzepiająco, widząc moją zrezygnowaną minę. 
- Pani? 
- Jones. Lilly Jones. 
- Przepraszam, ale nie mam tego nazwiska na liście... - udaje skruchę. 
- Jestem w zastępstwie za Agnes Harris. 
- Ach, tak. Wywiad? - kiwam głową, zgadzając się. - Proszę za mną. 
I oczywiście kieruję się za nią, chociaż bardzo bym chciała zostać i nie ruszać się z miejsca. Stajemy przed jeszcze większymi drzwiami niż wejściowe. Tym razem są one z ciemnego drewna co idealnie komponuje z jasnym kolorem ścian. Otwiera przede mną masywne drzwi ukazując kolosalne biuro, po czym w szybkim tempie je opuszcza, pozostawiając mnie na pastwę losu. Postać stoi do mnie odwrócona, więc przyglądam się jego idealnej sylwetce. 
- Nie mam zbyt wiele czasu na jakieś absurdalne wywiady, więc proszę się streszczać - jego ton głosu jest chłodny, ale i profesjonalny. Wzdrygam się lekko i przymykam oczy. Kiedy już je otwieram stoi odwrócony do mnie przodem i mruży oczy. 
- Dzień dobry - mówię cicho i odkaszluję. Jestem do tego stopnia onieśmielona, że spuszczam głowę jak dziecko, które dostało opieprz i rumienię się znacznie. 
Unoszę głowę napotykając ciemne oczy Prezesa, Styles Enterprises Holdings. Są przerażające. 
- Harry Styles - wyciąga dłoń uśmiechając się. O rany, uśmiecha się! 
- Lilly Jones - odpowiadam ujmując jego wybitnie dużą dłoń. Mruży oczy. 
- Słucham? Wywiad miała przeprowadzać Pani Agnes Harris...Osobiście się z nią kontaktowałem.
- Niestety nie mogła przybyć, gdyż zachorowała - trochę się jąkam i wyklinam samą siebie za to zachowanie - Poprosiła mnie, abym ją zastąpiła. 
- W porządku. Zaczynajmy. - wskazuję skórzaną sofę na przeciw konkretnej wielkości okna widokowego. 
- Piękny widok - ośmielam się powiedzieć. Spogląda na mnie zamyślony, nim odpowiada. 
- Tak, to prawda. Zaczynajmy. - powtarza drugi raz z kolei, a ja ze wstydu zanurzam wzrok w swoich kartkach. 
- Tak, zaczynajmy. Mam kilka pytań, panie Styles. 
- Tego właśnie oczekiwałem - rzuca cierpko. Jezu, okej. Prostuję się i przywołuję do porządku. Marszczę brwi zerkając do notatek. 
- Jest pan bardzo młody jak na osobę, której udało się stworzyć takie imperium. Czemu zawdzięcza pan swój sukces? - wygląda na rozczarowanego, ale odpowiada na pytanie. Opowiada o swoich zaufanych pracownikach, przechwala się faktem, iż jest genialny w tym co robi. Właściwie kończy na tym, iż potrzebny jest odpowiedni zespół, a on potrafi wyczuć czy ktoś się do tego nadaję. 
- A może ma pan po prostu szczęście? - mówię cicho. 
Irytuję się i gromi mnie wzrokiem. Och. -Widać, że lubi pan rządzić - mówię szczerzę 
- Sprawuję kontrolę we wszystkich dziedzinach życia, panno Jones. - moje oczy robią się wielkie i momentalnie oblewam się tym szkarłatnym rumieńcem, którego nienawidzę.
- Nawiasem mówiąc - kontynuuję - gdy przekonasz samego siebie, iż urodziłeś się po to, aby sprawować kontrolę, zdobywasz ogromną władzę. 
- Uważa pan, że ma ogromną władzę? - pytam łagodnie. 
- Mam czterdzieści tysięcy pracowników. Zapewnia mi to dodatkowe poczucie odpowiedzialności. Gdybym stwierdził, że nie interesuje mnie już jakakolwiek część firmy i sprzedałbym ją po miesiącu dwadzieścia tysięcy ludzi miałoby problem ze spłatą hipoteki - jego słowa powodują, że moje usta otwierają się mimowolnie. Kończę temat. 
- Ma pan jakieś zainteresowania poza pracą? 
- Różnorodne - uśmiecha się tajemniczo, a ja znowu przybieram różowego koloru na policzkach. Unoszę głowę napotykając jego spojrzenie. Ośmielam przyjrzeć się dokładnie jego twarzy i stwierdzić, że jest diabelnie przystojny. Przez ciało przebiega przyjemny dreszcz, który zauważa. Cholera. Cholera. Cholera. 
- Ciężko pan pracuje, więc co pan robi, żeby się zrelaksować? 
- Zrelaksować? 
- Tak, zrelaksować - tym razem to ja się irytuję, a w zamian za to dostaję od niego piorunujące spojrzenie. Wygląda jakby chciał mi dużo powiedzieć, ale nie robi tego. 
- Żegluję i latam. 
- Inwestuje pan także w technologie rolnicze. 
- To nie jest pytanie - warczy. WYLUZUJ, 
- Skąd zainteresowanie tą branżą? - mówię cichutko, jakby zaraz miał mnie zbesztać. 
- Zbyt wiele ludzi na tej planecie jest niedożywionych. Nie da się zjeść pieniędzy panno Jones.
- Bardzo altruistyczne podejście. Czy to jest właśnie pańska pasja? Nakarmienie biednych? 
- To całkiem niezły biznes - twarz ma kamienną, wygląda jakby coś sobie wyobrażał. 
- Czy musi pan poświęcać dla pracy życie rodzinne? 
- Nie interesuje mnie powiększenie rodziny... 
- Jest pan gejem, panie Styles? - O,Mój.Boże. Agg, zabiję cię, zabiję cię gołymi rękami! Wygląda na rozbawionego, ale i zaskoczonego jednocześnie. Jestem zażenowana do granic możliwości...
- Nie, Lilly, nie jestem - użył mojego imienia, co sprawiło, że zarumieniłam się po raz kolejny tego dnia. 
- Przepraszam, ee.. to nie są moje pytanie. Tworzyła je Agg...Agnes, cholera, panna Harris. 
Śmieję się głośno. Przepraszam ponownie. Już bardziej zażenowana być nie mogę... 
Do pokoju wchodzi recepcjonistka, która wcześniej mnie tu wpuściła. 
- Panie Styles, przepraszam, że przeszkadzam, ale na dwie minuty ma pan kolejne spotkanie. 
Dziewczyna waha się, ale gdy widzi groźnie spojrzenie, które rzuca jej Styles, wycofuje się. 
- Na czym skończyliśmy? - pyta 
- Nie chcę panu przeszkadzać, będę się zbierała - wstaję powoli - Dziękuję za rozmowę, panie Styles. 
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiada. - Odprowadzę panią.
- Jest pan bardzo uprzejmy - warczę, ku zdziwieniu. Uśmiecha się szeroko. Przywołuję kolejną brunetkę, która przynosi mój płaszcz. Odbiera go i wsuwa na moje ramiona dotykając skóry na karku. Nieruchomieję i odczuwam elektryczność. Duszę się i dłużej tu nie wytrzymam. Drzwi się rozsuwają. Wsiadam pospiesznie do windy i odwracam się w jego stronę. 
- Lilly - mówi tytułem pożegnania. 
Decyduję się na coś, czego nie wypowiedziałam, aż do teraz 
- Do widzenia, Harry - szepczę i drzwi windy zamykają się pozostawiając mnie w osłupieniu. Oddycham gwałtownie i stwierdzam, że jeszcze nigdy tak bardzo nie irytowała mnie muzyka grająca w tle.


___________________________________________________________

One Canada Square* - wieżowiec w Londynie, drugi pod względem wysokości budynek w Wielkiej Brytanii




Shades Of Styles

Witam!

Na wstępie chciałabym zaznaczyć dlaczego w ogóle wzięłam się za pisanie Fanfiction. Otóż zauważyłam, że popularne są opowiadania z chłopakami z zespołu One Direction, którzy przybierają raczej maski tych złych chłopców wpadających w tarapaty. Postanowiłam stworzyć coś na tą skalę. Zaznaczam, że moje opowiadanie będzie podobne do:

50 Shades Of Grey

Jak już zauważyliście tytuł jest adekwatny do trylogii. Spotkam się pewnie z negatywnymi komentarzami, typu, "fakt, że nie potrafię stworzyć nic co będzie moje", ale zapewniam grono tych osób, że nikt nie każe wam czytać mojego opowiadania. Mam nadzieję, że licznej grupie spodoba się to co tworzę, mimo faktu, że powstaje mnóstwo takich Fanfiction.

Uznałam, że trailer nie będzie nam potrzebny, a raczej nie będzie potrzebny mi, gdyż nawet nie potrafię go stworzyć XD 
Każdy powinien mieć ten obraz w wyobraźni, bo przecież nikt do książki nie dorzuca nam filmiku poprzedzającego treść :)


UWAGA AUTORA: TREŚĆ FANFICTION NIE JEST PRZEZNACZONA DLA OSÓB PONIŻEJ 16 ROKU ŻYCIA. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!