czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział pierwszy.

   Tak bardzo jak bym chciała nie daję rady wstać z łóżka. Jest już późno? Nie mam pojęcia, budzik nie dzwoni od godziny, więc zapewne jest wcześniej niż myślałam. Wzdycham i kręcę całym ciałem pod ciepłą kołdrą. Jest zima, a śnieg prószy za oknem. Skąd wiem? Nie wiem, przeczuwam to. To dobry moment na wstanie i zlokalizowanie okna... Być może powinnam wreszcie wstać? Okej, zrywam się szybko do pozycji siedzącej. Ale to nie śnieg za oknem każe mi to zrobić, lecz moje drzwi, które zwyczajnie się otworzyły. Mój lęk się oczywiście powiększył, ale uspokajam się, gdy widzę moją współlokatorkę, a właściwie przyjaciółkę. Agnes. Moja kochana Agg z termometrem pomiędzy zębami, w za dużej pidżamie i ogromnych pluszowych kapciach z wizerunkiem tygryska. Ręce ma zajęte. W jednej trzyma zapewne gorące kakao, które uwielbia, a w drugiej paczuszkę z lekami. Z powrotem układam się na łóżku, gdy jęczy z protestem. 
- Jeżeli mocniej ściśniesz zębami termometr...on pęknie, a rtęć wleci ci do buzi powodując śmierć.- mówię ze stoickim spokojem. Piszczy głośno i słyszę jak termometr upada na podłogę. Chichoczę cicho. 
- Cholera, Lil. - krzyczy zachrypniętym głosem. No, nie brzmi to najlepiej. - Przestraszyłaś mnie! Przecież jest elektryczny, głupku. 
- Dałaś się nabrać - śmieję się. 
- Owszem...ale to nie zmienia faktu, że chorego nie powinniśmy wykorzystywać do sprawienia sobie wesołego ranka. 
Jęczę.
- Ranka? 
- Jest 9
- 9?! 
- Wiem, że nastawiłaś budzik na 11, ale musisz wstać. Jak widzisz jestem chora, co oznacza, że nie dam rady przeprowadzić tego wywiadu ze Styles'em. 
O cholera, tylko nie to. 
- Pomyślałam, że mogłabyś mi pomóc. - mówi niepewnie - Mam przygotowane pytania, to nie takie trudne na jakie się wydaję. 
- Agg? 
- Hmm? 
- Prószy śnieg? - przymykam oczy oczekując odpowiedzi. 
- Jasne, jest cudownie, nienawidzę tego dnia jeszcze bardziej. 
Uśmiecham się mimowolnie. Idealny początek dnia. 
- Pójdę przeprowadzić ten wywiad. 
- Naprawdę? - piszczy - Kocham cię, Lil, wiesz o tym prawda? 
Jasne, że wiem. A czego nie wiem? Nie wiem na co się piszę. Owszem, zgodziłam się na ten wywiad, ale przecież dalej mam wątpliwości. Nigdy nie przeprowadzałam wywiadu, szczególnie wywiadu z facetem, który jest właścicielem każdego pieprzonego wieżowca w Londynie. Agg wybiera mi zestaw ubrań, co jeszcze bardziej mnie przytłacza. Dzióbię widelcem we właściwie przepysznej jajecznicy. Straciłam apetyt i pocą mi się ręce. Jestem zwyczajnie zdestabilizowana.
- Zjadłaś? Już mam komplet! - krzyczy z sąsiedniego pokoju. 
- Właściwie to nie, nie zjadłam... 
Nie słyszę odpowiedzi, za to jej głowa wyłania się powoli i spogląda na mnie zakłopotana. 
- Wszystko w porządku? Mam nadzieję, że nie zmieniłaś zdania. Bardzo mi na tym zależy. 
- Jasne, że nie. Myślę, że po prostu troszkę się denerwuję. 
- Hej, to nic złego, ja zawsze się denerwuję... - patrzę na nią z ukosa. - No dobra, może nie zawsze, ale przyzwyczaiłam się, okej? To.Nic.Złego. 
- Okej, zrozumiałam - krzywię się lekko. Wcale mnie nie pocieszyła. - Zjem na mieście, pokaż co masz. 
Uśmiecha się szeroko i ciągnie mnie do sypialni. Oczy mam zamknięte, nie wiem czego się spodziewać. Oby nie spódnica, oby nie spódnica. Otwieram jedno oko...
A jednak spódnica, opadam z sił. 
- Och, daj spokój. 
- Zrobię to tylko dlatego, że wypada. Gdzie dokładnie jest ten wywiad? 
- One Canada Square*, wiesz gdzie? 
- Jasne, że wiem, studiowałam każdy wieżowiec w Londynie. - prycham.
- No, dobra, "wszystko wiedząca". Leć już, nie zapomnij czegoś zjeść. 
- Cholera, miałam się spotkać z Dan'em. - uderzam się w czoło. Nim się obejrzę Agg wypycha mnie za drzwi. 
- Ja się z nim spotkam. Pa!

***

Parkuję mój samochód pod One Canada Square i gaszę silnik wzdychając. Korki spowodowały zwiększenie czasu na przemyślenia, a raczej zanik mojego poddenerwowania. Wysiadam z samochodu i zamykając go rozglądam się powoli spoglądając na panoramę, a następnie znowu na mój samochód. Śmieję się w duchu. Mój to rzęch w porównaniu z tymi, które stoją centralnie pod budynkiem. Nie powinnam się tym przejmować i wcale tego nie robię. Ta sytuacja bawi mnie do tego stopnia, że uśmiecham się jak głupia nie zauważając ludzi, którzy spoglądają to na mnie, to na mój samochód, przy którym dalej bezcelowo stoję. Ta chwila przestaje mnie bawić i schylam głowę rumieniąc się. Chyba czas ruszyć do środka. 
    Przy szklanych rozsuwających się drzwiach widnieje metalowa plakietka z nazwą firmy wypisaną w złotym kolorze. Styles Enterprises Holdings. To zapiera dech w piersiach, ale przestaję się wreszcie na to gapić i odsyłam siebie do windy, na którą chwilę czekam. Drzwi rozsuwają się i wychodzi z nich dwóch facetów w dopasowanych garniturach. Czuję się jak intruz, mimo, że jestem ubrana w elegancką szarą ołówkową spódnicę i wpuszczoną w nią beżową bluzkę. Spoglądają na mnie uśmiechając się szczerze. Nie zwracając na nich dłużej uwagi wchodzę do windy ruszając na wyznaczone piętro. Spotykam się tam jedynie z brunetkami poruszającymi się w szybkim tempie. Cholera, zaczęłam się stresować na nowo. Recepcjonistka, która również posiada ciemny kolor włosów wychodzi za lady i uśmiecha się pokrzepiająco, widząc moją zrezygnowaną minę. 
- Pani? 
- Jones. Lilly Jones. 
- Przepraszam, ale nie mam tego nazwiska na liście... - udaje skruchę. 
- Jestem w zastępstwie za Agnes Harris. 
- Ach, tak. Wywiad? - kiwam głową, zgadzając się. - Proszę za mną. 
I oczywiście kieruję się za nią, chociaż bardzo bym chciała zostać i nie ruszać się z miejsca. Stajemy przed jeszcze większymi drzwiami niż wejściowe. Tym razem są one z ciemnego drewna co idealnie komponuje z jasnym kolorem ścian. Otwiera przede mną masywne drzwi ukazując kolosalne biuro, po czym w szybkim tempie je opuszcza, pozostawiając mnie na pastwę losu. Postać stoi do mnie odwrócona, więc przyglądam się jego idealnej sylwetce. 
- Nie mam zbyt wiele czasu na jakieś absurdalne wywiady, więc proszę się streszczać - jego ton głosu jest chłodny, ale i profesjonalny. Wzdrygam się lekko i przymykam oczy. Kiedy już je otwieram stoi odwrócony do mnie przodem i mruży oczy. 
- Dzień dobry - mówię cicho i odkaszluję. Jestem do tego stopnia onieśmielona, że spuszczam głowę jak dziecko, które dostało opieprz i rumienię się znacznie. 
Unoszę głowę napotykając ciemne oczy Prezesa, Styles Enterprises Holdings. Są przerażające. 
- Harry Styles - wyciąga dłoń uśmiechając się. O rany, uśmiecha się! 
- Lilly Jones - odpowiadam ujmując jego wybitnie dużą dłoń. Mruży oczy. 
- Słucham? Wywiad miała przeprowadzać Pani Agnes Harris...Osobiście się z nią kontaktowałem.
- Niestety nie mogła przybyć, gdyż zachorowała - trochę się jąkam i wyklinam samą siebie za to zachowanie - Poprosiła mnie, abym ją zastąpiła. 
- W porządku. Zaczynajmy. - wskazuję skórzaną sofę na przeciw konkretnej wielkości okna widokowego. 
- Piękny widok - ośmielam się powiedzieć. Spogląda na mnie zamyślony, nim odpowiada. 
- Tak, to prawda. Zaczynajmy. - powtarza drugi raz z kolei, a ja ze wstydu zanurzam wzrok w swoich kartkach. 
- Tak, zaczynajmy. Mam kilka pytań, panie Styles. 
- Tego właśnie oczekiwałem - rzuca cierpko. Jezu, okej. Prostuję się i przywołuję do porządku. Marszczę brwi zerkając do notatek. 
- Jest pan bardzo młody jak na osobę, której udało się stworzyć takie imperium. Czemu zawdzięcza pan swój sukces? - wygląda na rozczarowanego, ale odpowiada na pytanie. Opowiada o swoich zaufanych pracownikach, przechwala się faktem, iż jest genialny w tym co robi. Właściwie kończy na tym, iż potrzebny jest odpowiedni zespół, a on potrafi wyczuć czy ktoś się do tego nadaję. 
- A może ma pan po prostu szczęście? - mówię cicho. 
Irytuję się i gromi mnie wzrokiem. Och. -Widać, że lubi pan rządzić - mówię szczerzę 
- Sprawuję kontrolę we wszystkich dziedzinach życia, panno Jones. - moje oczy robią się wielkie i momentalnie oblewam się tym szkarłatnym rumieńcem, którego nienawidzę.
- Nawiasem mówiąc - kontynuuję - gdy przekonasz samego siebie, iż urodziłeś się po to, aby sprawować kontrolę, zdobywasz ogromną władzę. 
- Uważa pan, że ma ogromną władzę? - pytam łagodnie. 
- Mam czterdzieści tysięcy pracowników. Zapewnia mi to dodatkowe poczucie odpowiedzialności. Gdybym stwierdził, że nie interesuje mnie już jakakolwiek część firmy i sprzedałbym ją po miesiącu dwadzieścia tysięcy ludzi miałoby problem ze spłatą hipoteki - jego słowa powodują, że moje usta otwierają się mimowolnie. Kończę temat. 
- Ma pan jakieś zainteresowania poza pracą? 
- Różnorodne - uśmiecha się tajemniczo, a ja znowu przybieram różowego koloru na policzkach. Unoszę głowę napotykając jego spojrzenie. Ośmielam przyjrzeć się dokładnie jego twarzy i stwierdzić, że jest diabelnie przystojny. Przez ciało przebiega przyjemny dreszcz, który zauważa. Cholera. Cholera. Cholera. 
- Ciężko pan pracuje, więc co pan robi, żeby się zrelaksować? 
- Zrelaksować? 
- Tak, zrelaksować - tym razem to ja się irytuję, a w zamian za to dostaję od niego piorunujące spojrzenie. Wygląda jakby chciał mi dużo powiedzieć, ale nie robi tego. 
- Żegluję i latam. 
- Inwestuje pan także w technologie rolnicze. 
- To nie jest pytanie - warczy. WYLUZUJ, 
- Skąd zainteresowanie tą branżą? - mówię cichutko, jakby zaraz miał mnie zbesztać. 
- Zbyt wiele ludzi na tej planecie jest niedożywionych. Nie da się zjeść pieniędzy panno Jones.
- Bardzo altruistyczne podejście. Czy to jest właśnie pańska pasja? Nakarmienie biednych? 
- To całkiem niezły biznes - twarz ma kamienną, wygląda jakby coś sobie wyobrażał. 
- Czy musi pan poświęcać dla pracy życie rodzinne? 
- Nie interesuje mnie powiększenie rodziny... 
- Jest pan gejem, panie Styles? - O,Mój.Boże. Agg, zabiję cię, zabiję cię gołymi rękami! Wygląda na rozbawionego, ale i zaskoczonego jednocześnie. Jestem zażenowana do granic możliwości...
- Nie, Lilly, nie jestem - użył mojego imienia, co sprawiło, że zarumieniłam się po raz kolejny tego dnia. 
- Przepraszam, ee.. to nie są moje pytanie. Tworzyła je Agg...Agnes, cholera, panna Harris. 
Śmieję się głośno. Przepraszam ponownie. Już bardziej zażenowana być nie mogę... 
Do pokoju wchodzi recepcjonistka, która wcześniej mnie tu wpuściła. 
- Panie Styles, przepraszam, że przeszkadzam, ale na dwie minuty ma pan kolejne spotkanie. 
Dziewczyna waha się, ale gdy widzi groźnie spojrzenie, które rzuca jej Styles, wycofuje się. 
- Na czym skończyliśmy? - pyta 
- Nie chcę panu przeszkadzać, będę się zbierała - wstaję powoli - Dziękuję za rozmowę, panie Styles. 
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiada. - Odprowadzę panią.
- Jest pan bardzo uprzejmy - warczę, ku zdziwieniu. Uśmiecha się szeroko. Przywołuję kolejną brunetkę, która przynosi mój płaszcz. Odbiera go i wsuwa na moje ramiona dotykając skóry na karku. Nieruchomieję i odczuwam elektryczność. Duszę się i dłużej tu nie wytrzymam. Drzwi się rozsuwają. Wsiadam pospiesznie do windy i odwracam się w jego stronę. 
- Lilly - mówi tytułem pożegnania. 
Decyduję się na coś, czego nie wypowiedziałam, aż do teraz 
- Do widzenia, Harry - szepczę i drzwi windy zamykają się pozostawiając mnie w osłupieniu. Oddycham gwałtownie i stwierdzam, że jeszcze nigdy tak bardzo nie irytowała mnie muzyka grająca w tle.


___________________________________________________________

One Canada Square* - wieżowiec w Londynie, drugi pod względem wysokości budynek w Wielkiej Brytanii




1 komentarz:

  1. Cześć!
    Bardzo spodobał mi się twój blog!!
    I nie mam nic prrzeciwko 50 shades of Styles!
    Lecę dalej

    OdpowiedzUsuń